
Polska afera metkowa
Polskie marki na zakręcie?
W ostatnich dniach Internet zalała fala doniesień dotyczących niekoniecznie konkurencyjnych zachowań kilku polskich marek modowych. Było głośno o naszywaniu metek Veclaim na masowo produkowane T-shirty, o sprzedaży jako ręcznie robionej biżuterii Wishbone Fine Jewellery (https://www.vogue.pl/a/marka-wishbone-sprzedaje-bizuterie-z-aliexpress, dostęp w dniu 17.06.2020 r.), sprowadzanej najprawdopodobniej z AliExpress (https://fashionpost.pl/bizuteria-marki-wishbone-pochodzi-tak-naprawde-z-aliexpress-internauci-dotarli-do-chinskich-oryginalow, dostęp w dniu 17.06.2020 r.) oraz wreszcie o produkowaniu przez La Mania w Bangladeszu „polskich” dodatków do odzieży i nagłej zmianie przedmiotu działalności na „concept store” po tym, jak w mediach pojawiły się zarzuty sprzedawania gotowych produktów innych producentów (https://businessinsider.com.pl/firmy/strategie/afera-wokol-firmy-la-mania-odpowiedz-joanny-przetakiewicz-wywiad/0pyz3m6, dostęp w dniu 17.06.2020). Wszystko to w tle zapewnień o dbałość o każdy szczegół oferowanego produktu, troskę o środowisko i szacunek do klientów.
Czy takie działanie jest zgodne z prawem?
Abstrahując od tego, że wskazane działania wpływają na wiarygodność społeczną ww. marek, warto zastanowić się, czy mogłyby być one potencjalnie uznane za czyny nieuczciwej konkurencji.
Zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem (ustawa z dnia 16 kwietnia 1993 r. o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, dalej jako: „ustawa”) czynem nieuczciwej konkurencji jest między innymi fałszywe oznaczanie pochodzenia towarów lub usług, a więc działanie polegające na opatrywaniu towarów lub usług fałszywym lub oszukańczym oznaczeniem geograficznym wskazującym bezpośrednio albo pośrednio na kraj, region lub miejscowość ich pochodzenia albo używanie takiego oznaczenia w działalności handlowej, reklamie, listach handlowych, rachunkach lub innych dokumentach (art. 8 ustawy), jak również oznaczanie towarów lub usług, które może wprowadzić klientów w błąd co do pochodzenia, ilości, jakości, składników, sposobu wykonania, przydatności, możliwości zastosowania, naprawy, konserwacji lub innych istotnych cech towarów albo usług, a także zatajenie ryzyka, jakie wiąże się z korzystaniem z nich (art. 10 ustawy).
Wygląda znajomo? Niewątpliwie. W hipotezach przytoczonych przepisów mieści się bowiem oznaczanie produktów jako polskich, ekologicznych, ręcznie wytworzonych lub wytworzonych według własnego projektu, w sytuacji w której, cechy te rzeczywiście nie odnoszą się do sprzedawanego produktu.
Jakie są tego skutki?
Skutkiem uznania danego działania za czyn nieuczciwej konkurencji jest możliwość wysunięcia przez przedsiębiorców, których interesy zostały naruszone, a nawet tylko zagrożone przez działania stanowiące czyn nieuczciwej konkurencji, roszczeń określonych w art. 18 ustawy. Do takich roszczeń należy między innymi żądanie zasądzenia odpowiedniej sumy pieniężnej na określony cel społeczny związany ze wspieraniem kultury polskiej lub z ochroną dziedzictwa narodowego czy złożenie oświadczenia odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie, np. przeprosin na stronie internetowej (w przypadku gdy czyn nieuczciwej konkurencji był zawiniony). W katalogu roszczeń jest jeszcze kilka innych, niemniej jak pokazuje doświadczenie, to właśnie przeprosiny z reguły wiążą się z największą dolegliwością.
Innym skutkiem naruszenia zasad uczciwej konkurencji jest możliwość podjęcia działań przez prezesa UOKiK. Taka sytuacja, zgodnie z informacjami przekazanymi przez Prezesa UOKIK ma mieć miejsce w przypadku Veclaim, względem którego, zapowiedziano podjęcie czynności zmierzających do określenia skali i zakresu nieprawidłowości, jak również weryfikację możliwości wprowadzania konsumentów w błąd (https://www.bankier.pl/wiadomosc/UOKiK-zajmie-sie-afera-metkowa-Veclaim-i-znanej-blogerki-Jessiki-Mercedes-7896898.html, dostęp w dniu 17.06.2020 r.).
Przeszywanie metek?
W przypadku Veclaim istotny jest również inny element, tj. fakt naszywania własnego logo (logo Veclaim) na logo innego przedsiębiorcy (w tym przypadku na logo marki Fruit of the Loom).
Czy takie działanie jest legalne? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta.
Znak towarowy pełni szereg funkcji, w tym m.in. oznaczenia pochodzenia, jakościową i reklamową. Takiemu też celowi przyświecało zamieszczenie logo marki Fruit of the Loom na basicowych T-shirtach własnej produkcji. Swoją drogą, funkcja reklamowa znaku towarowego Fruit of the Loom musiała zadziałać zgodnie z przeznaczeniem, skoro Veclaim powołując się na jakość produktów oferowanych przez Fruit of the Loom zdecydowało się na ich wykorzystanie przy tworzeniu własnej kolekcji.
Na marginesie warto wspomnieć, że zamieszczony na T-shirtach kolorowy znak towarowy Fruit of the Loom przedstawiający owoce (znak wspólnotowy nr 018012757) tj. następujący znak:

jest jednym z 13 (!) znaków towarowych zarejestrowanych na rzecz marki Fruit of the Loom Inc. w Urzędzie UE ds. Własności Intelektualnej (EUIPO).
Z kolei fakt zarejestrowania ww. znaku ma takie znaczenie, że co do zasady jego właścicielowi przysługuje wyłączne uprawnienie do korzystania z niego w sposób zawodowy i zarobkowy.
Dlaczego zatem wspomniałam, że odpowiedź na postawione pytanie nie jest prosta?
Wynika to z tego, że wyłączne uprawnienie do korzystania ze znaku przez jego właściciela doznaje pewnego ograniczenia w świetle zasady wyczerpania znaku. Wyczerpanie znaku polega na tym, że w przypadku przeniesienia prawa własności określonych egzemplarzy produktu oznaczonego znakiem towarowym (np. sprzedaży partii T-shirtów noszących metkę z logo producenta), uprawniony ze znaku towarowego – w tym przypadku producent koszulek – traci możliwość decydowania o dalszej dystrybucji tych towarów. Celem wprowadzenia instytucji wyczerpania znaku jest umożliwienie odsprzedawania produktów bez konieczności uzyskiwania zgody od właściciela znaku towarowego (tj. na przykład odsprzedaży używanego telefonu w Internecie).
Jednak to jeszcze nie wszystko.
Otóż w określonych sytuacjach, pomimo wystąpienia ww. wyczerpania prawa do znaku, uprawniony ze znaku towarowego może zablokować dalszą dystrybucję towarów opatrzonych jego znakiem towarowym (a więc spornych T-shirtów). W jakich sytuacjach jest to możliwe? Możliwość sprzeciwienia się dalszej dystrybucji towarów przez uprawnionego ze znaku towarowego – zgodnie z unijnym, jak i polskim prawem – jest możliwa, gdy stan towarów zmienił się (zmiana musi dotyczyć istotnych cech towaru) lub pogorszył po wprowadzeniu ich do obrotu, jak również, co wynika już z orzecznictwa unijnego, wtedy gdy mogłoby powstać wrażenie, że pomiędzy przedsiębiorstwami istnieje związek gospodarczy.
Czy w naszej sytuacji wystąpiła któraś z ww. okoliczności? Wydaje się, że gdyby Fruit of the Loom zależałoby na tym, by ukrócić działania takie jak w przypadku Veclaim, to marka mogłaby próbować uzasadniać swój sprzeciw właśnie zmianą towaru oraz stworzeniem przekonania o istnieniu między markami więzi gospodarczej. W tym zakresie szczególnie interesujący jest argument odnoszący się do „zmiany” towaru, bowiem przedstawiciele doktryny zgodnie podnoszą, że zmiana nie musi odnosić się wyłącznie do pogorszenia towaru, ale również do jego ulepszenia.
Inną, zupełnie odrębną kwestią jest jednak to, czy takie działanie byłoby opłacalne dla Fruit of the Loom, który produkując dobre gatunkowo modele odzieży w przystępnej cenie przypuszczalnie liczy się z ich wykorzystaniem jako półproduktów. Tym jednak, co zastanawia w tej sprawie, jest brak oficjalnej współpracy między markami, na podstawie której Fruit of the Loom lub inny producent mógłby uszyć partię T-shirtów pozbawionych własnego logo.
Nieszczelne AliExpress
Zupełnie inną skalę ma sprawa AliExpress. Jak wynika z oświadczenia wydanego przez twórców Wishbone Fine Jewellery, marka ta nigdy nie prowadziła importu towarów z Chin, jednak z jakiegoś powodu – jak wynika z tego samego oświadczenia –„po weryfikacji z jednym z dostawców ustaliłyśmy, że w swojej ofercie posiadamy produkty, które są dostępne również na popularnej chińskiej platformie sprzedażowej.” Brzmi logicznie? No właśnie…. Wydaje się, że nie będzie zbyt odkrywcze, gdy napiszę, że w przypadku współpracy z Chińczykami trzeba się naprawdę dobrze zabezpieczyć. Nierzadko ten sam chiński producent produkuje komponenty dla kilku zamawiających, a w braku właściwej umowy o zachowaniu poufności nie będzie czuł się zobowiązany do dystrybucji danego modelu wyłącznie danemu zamawiającemu. Skoro jednak marka twierdzi, że nie korzystała z chińskich komponentów, no cóż… to zapewne i takiej umowy nie potrzebowała.
Wykorzystywanie renomy i prestiżu
Wyjaśnieniem, dlaczego zaprezentowany model biznesowy został przyjęty przez marki modowe tworzone przez znane w branży twarze i promowane przez topowe magazyny modowe może być siła reklamy. Wskutek nabytej rozpoznawalności, jak również wywoływanych pozytywnych skojarzeń, wyobrażenie o samej marce oderwało się od oferowanych przez nią produktów. Tak dzieje się wówczas, gdy renoma danego przedsiębiorcy rozciąga się tak dalece, że konsumenci decydują się na wybór jego produktów zamiast produktów konkurenta z powodów emocjonalnych. Bazowanie jednak na samych emocjach konsumentów i sprzedaż produktów jako ekologiczne, autorskie czy mające określone pochodzenie w sytuacji, gdy produkty tych cech nie posiadają, może zostać uznane za czyn nieuczciwej konkurencji. Z kolei, budowanie marki w oparciu o taki model wydaje się natomiast krótkowzroczne i prędzej czy później – zwłaszcza w dobie social mediów – przynieść (co najmniej) poważny kryzys wizerunkowy.
źródło zdjęcia: https://unsplash.com/photos/B9N22h2s0to (dostęp: 17.06.2020 r.)

Prawnoautorskie aspekty Bikram Yogi
Może Ci się spodobać

Zmiany, zmiany, zmiany, czyli powołanie wyspecjalizowanych sądów ds. własności intelektualnej
3 lipca, 2020
Co wspólnego mają ograniczenia w sprzedaży dyskontowej ze znakami towarowymi?
4 sierpnia, 2021